czwartek, 31 października 2013

Jesienne danie- Nietypowa Lasagne


Ostatnio pracuję usilnie nad magicznym sposobem na to, żeby przestać zaczynać i kończyć dzień zastanawianiem się co na obiad i żeby wszystko jakoś tak samo... no ale skoro ciągle jeszcze produkcja obiadów wymaga niezmiennie mojego udziału,a w lodówce cukinia, pieczarki i kura... no to wyszło to, co na załączonym obrazku :) zupełnie przypadkiem i nieskromnie przyznam, że super smaczne danie obiadowe, które przy okazji wzięło udział w konkursie Ani z bloga Bajkorada.

składniki
- makaron Lasagne (ja wybrałam taki, którego nie trzeba wcześniej gotować)
- puszka pomidorów bez skórki krojonych
- pierś z kurczaka lub indyka ok. pół kilo
- 1 średniej wielkości cukinia
- pół kilo pieczarek
- sos beszamelowy
- mozzarella
- sól, pieprz, przyprawy

wykonanie
-położyć na dnie naczynia żaroodpornego pierwsza warstwę makaronu.
-pierwsza warstwa farszu: cukinię pokroić w kostkę i lekko podsmażyć, następnie dodać pokrojone na plasterki pieczarki. całość jeszcze potrzymać na patelni na lekkim ogniu, dodać sól, pieprz. wyłożyć całość na makaron w naczyniu.
-przykryć warstwa makaronu i beszamelu
- druga warstwa farszu: mięso pokroić w kostkę i usmażyć, dodać pomidory i przyprawy (ja dodałam zioła prowansalskie) i potrzymać jeszcze na patelni w celu zredukowania sosu, wyłożyć do naczynia całość i przykryć warstwa makaronu i beszamelu. na wierzch położyć plasterki mozzarelli i zapiekać około 30 minut.

I jak zawsze- smacznego.

wtorek, 27 sierpnia 2013

pyszny paprykowy sos do makaronu lub mięsa

Składniki mnie zdziwiły, kiedy usłyszałam co jest potrzebne- papryka i ser biały? BIAŁY??
a okazuje się, że owszem i to połączenie wyszło wyśmienicie!

Papryka (ja użyłam dwóch)- do blendera i na papkę, do tego ser biały- ja użyłam kawałka wielkości kostki 200g- znów blender w ruch. Dodałam trochę śmietany 30% (żeby się nie zważyło z ciepłym makaronem lub mięsem).
oczywiście sól i pieprz wg uznania.

Przepis podawał jeszcze usmażoną na maśle cebulkę, co może jedynie dodać smaku temu dodatkowi, ja chwilowo ograniczam spożycie cebuli, co jednak wcale nie zubożyło smaku sosu- wyszedł pysznie.

Podałam sos z roladą z indyka (prosta sprawa- zrolowałam mięso z papryką surową i plastrami szynki i sera żółtego i upiekłam) i kaszą jaglaną.


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

zapiekanka "co by tu zrobić z cukinią"


Postanowiłam posprzątać w lodówce i szafkach i wyszła całkiem miła zapiekanka.

Składniki:
zgrilowane plastry cukinii
makaron (właściwie dowolny, ten który akurat jest do sprzątnięcia :)
pierś kurczaka lub indyka
puszka pomidorów krojonych lub kilka świeżych
kilka gałązek świeżych ziół (bazylia, oregano, tymianek..)
sos beszamelowy
ser

1. mięso pokroić w kostkę i usmażyć, dodać pomidory i zioła- tak powstaje sos mięsny jako jedna z warstw
2. układamy warstwami: cukinia, makaron, beszamel, sos mięsny, cukinia, makaron, beszamel, ser

zapiekamy w 180 stopniach przez około 20-30 minut i voila!



niedziela, 25 sierpnia 2013

śniadanie mistrzów


tym razem to popis mojego Męża, uwieczniam to na blogu nie tylko dlatego, że było smacznie ;)

potrzebujemy:
bagietka
oliwa z oliwek
łosoś wędzony
ogórek surowy
oliwki
suszone pomidory
rukola


ponieważ jest to mimo wszystko kanapka,  opis sposobu wykonania jest w zasadzie zbędny- powiem tylko, że przekrojone bagietki polewamy oliwą i zapiekamy kilka minut w piekarniku, żeby były ciepłe i lekko chrupiące- resztę składników układamy kolejno- jak na kanapce :)

smacznego :)

wtorek, 20 sierpnia 2013

Ewa jest ze mnie dumna...

taka scenka rodzajowa:

nabyłam drogą kupna płytę Ewy Chodakowskiej z silnym postanowieniem powrotu z jej pomocą do figury sprzed ciąży. Razem z płytą przyszła naklejka z tekstem "jestem z Ciebie dumna!". Mąż postanowił, że będzie mnie wspierać w moim postanowieniu.

Przykleił naklejkę na wadze łazienkowej.

seriously.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Plum Cake Tatin


Zainspirowana i nakręcona Piknikiem- postanowiłam znaleźć czas i zrealizować wreszcie to, co chodziło za mną od dwóch tygodni, czyli ciasto śliwkowe lekko, powiedzmy, skundlone z tartą tatin :)
Pomysł zaczerpnięty od Bosonogiej Contessy, zachwycający w prostocie i powalający smakiem.

Do rzeczy więc:

potrzeba:

85g masła
10-15 śliwek (lub tyle ile pokryje dno Waszej foremki)
390g cukru
2 duże jajka
75ml kwaśnej śmietany
odrobina startej skórki cytryny (Ina podaje, że odrobina to 1/2 łyżeczki :))
1/2 łyżeczki esencji waniliowej (ja dodałam cukier wanilinowy z braku esencji póki co)
170g mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
cukier puder do posypania na koniec

Wykonanie:
1. śliwki odpestkować i połówki ułożyc w foremce wewnętrzną stroną do dna
2. 220g cukru i 80ml wody połączyć na dużym ogniu i mieszać aż powstanie karmel, którym równomiernie zalewamy śliwki
3. utrzeć masło z resztą cukru (170g), dodać jajka, wymieszać, dodać śmietanę, wymieszać, dodać skórkę i wanilię i wymieszać
4. mąkę, proszek do pieczenia i sól przesiać do miski, wlać miksturę maślano-jajeczno-śmietanową i wymieszać, ale nie ucierać. Wylać masę na śliwki i wstawić do piekarnika.

Pieczemy w 180st około 35 minut. Studzimy przez 15 minut. Odwracamy naczynie wykładając ciasto do góry nogami na talerz (element tatin :) ) i gotowe.

najlepiej smakuje na ciepło posypane cukrem pudrem.

Smacznego :)

niedziela, 18 sierpnia 2013

Piknik Smakoszy w Lublinie

Bardzo ciekawa inicjatywa odbyła się wczoraj w Lublinie i tym razem zdecydowałam się uczestniczyć- tym razem jako gość- w przyszłości być może po drugiej stronie stolika, kto wie? Lubelskie blogerki kulinarne zaprosiły mieszkańców na piknik, gdzie serwowały swoje popisowe dania, a było się czym chwalić. Ja zakochałam się w drożdżówkach Karoliny z bloga sto kolorów kuchni, które na pewno spróbuję popełnić :) i kilka pyszności od Agnieszki z bloga studniamiodu.blogspot.com, no i oczywiście tarty i muffinki i inne pyszności dziewczyn, które chętnie linkuję niżej.

to było bardzo miłe popołudnie, inspirujące i wzbogacające- nowe przepisy, nowe twarze i znajomości, odkrycia, że świat jest mały i przyjemne wspomnienia (os, które zwabiły te pyszności, pozwolę sobie nie pamiętać :) )















http://ekscentrycznyparowar.blogspot.com/
http://stokolorowkuchni.blox.pl/html
http://feed-me-better.blogspot.com/
http://www.art.sarzynski.com.pl/
http://aromatczasu.blogspot.com/ 
http://sierotkamarysiawkuchni.blogspot.com/
http://smerfetka79.blogspot.com
http://studniamiodu.blogspot.com
http://www.messybeauty.pl


czwartek, 15 sierpnia 2013

gol (tudzież goal)- czyli Do-It-Now.


Niechętnie przyznaję się do wad i błędów (ktoś ma inaczej? ), jak również niechętnie stwierdzam, że mimo aspiracji do perfekcji, ciągle jest nad czym pracować (oj jest). Tym razem na tapetę idzie organizacja siebie w przestrzeni z dzieckiem w tle.

Odkąd rozpoczęłam niezależną egzystencję "na swoim" stałam się bardzo zorganizowana i uporządkowana do tego stopnia, że nawet kubki na relingach wisiały w równych odstępach (a może to już pedanteria albo zboczenie?). Zmieniłam zdanie o sobie kiedy poznałam mojego (teraz już) męża. Przy nim jestem chaosem, co zresztą wytyka mi na każdym kroku, kiedy się da.
W każdym razie, w ramach swojej syzyfowej pracy naprawiania tego, co nigdy nie było zepsute ;) podsunął mi artykuł w piśmie dla mam- "Nie strzelaj sobie gola. Nachlapiesz- zetrzyj. Rozsypiesz- zamieć. Wzięłaś- odłóż.(...) Oszczędza mnóstwo czasu." (wiem, bezczelny, nie? ;) )

I cóż, niechętnie, jak już wspomniałam, przyznałam, że CZASEM, ale to naprawdę RZADKO zdarza się tak, że nie od razu wszystko robię. (Przypomniała mi się strategia Do-It-Now. )

Zaczęłam stosować. w końcu zawsze jest pora na rozwój ;) i rzeczywiście oszczędza czas, a z dzieckiem w tle- chyba nie musze mówić, że to cenne.

moja żelazna (wink wink) konsekwencja i słaba silna wola to osobna historia, której nie opowiem, dla dobra tej notki, gdyż łudzę się, że z ćwiczeniem Chodakowskiej pójdzie mi tak samo jak z Do-It-Now, które jak na razie idzie nieźle ;)

PS. czy to możliwe, żeby mieć TAKIE mięśnie? i na pewno nie jest ona wynikiem jakiegoś eksperymentu medycznego? Seriously?

środa, 14 sierpnia 2013

make kitchen life easy

wiem, trąci Tuskówną ;) wybaczcie, akurat tak mi się skojarzyło na myśl o tym, co chciałam dziś napisać.

Zastanawiam się czy ktoś z Was ma listę niezbędników w kuchni. Ja swoją wzbogacam w miarę środków i ciągle mi mało (tak to jest jak ktoś aspiruje do kuchennego gadżeciarza ;) )

Ostatnio myślałam o papierze do pieczenia i jego dwóch zamiennikach- macie teflonowej (którą zresztą poleciła mi Ola z bloga Dwa Smaki ) oraz silikonowej. Wiem, że ta teflonowa się sprawdza, za to nie mam za dużo doświadczeń (jeszcze) z narzędziami silikonowymi i ciekawi mnie, czy ta mata silikonowa jest rzeczywiście praktyczna w kwestii wypieków..

Co wg Was przydaje się w kuchni najbardziej? Ciekawe czy udałoby się stworzyć Top 10, albo chociaż 5 :)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

kiedy zapada błoga cisza myslę o Gravlax i Blueberry muffins

Właściwie tytuł mówi sam za siebie. A wszystko przez Inę Garten- Bosonogą Contessę. Lubię jej programy kulinarne bardziej niż innych prowadzących (Ramsaya nikt nie przebije, bo nikt nie ma przyjemniejszego dla ucha ukochanego przeze mnie akcentu i w żadnych innych ustach bluzgi nie brzmią jak poezja ;) )

Dziecko usypia, a ja zamiast posłuchać mądrości pokoleń i iść spać (przecież od miesiąca noc do tego już nie służy), wskakuję do sieci albo oglądam Bosonogą Contessę, która właśnie ostatnio robiła łososia Gravlax (wielka szkoda, doprawdy, że jeszcze nie wolno mi surowych ryb jeść, bo chętnie bym dopuściła się konsumpcji tegoż) oraz muffiny- nigdy nie robiłam, a jej prostota i czas przygotowania bardzo mnie zachęciły... czas zakupić wreszcie te foremki (jeszcze nie masz???) tja.

ciekawe czy istnieje jeden super łatwy i niezawodny przepis na muffiny idealne..? albo w drugą stronę- taki, przy którym trzeba się tak naprawcować, że konsumpcja nie powoduje wyrzutów sumienia, bo służy jedynie nadrobieniu niedoboru straconych podczas przygotowywania kalorii :)

środa, 7 sierpnia 2013

nie będzie oryginalnie- czyli o tym, że jest upał i nic się nie chce

no właśnie.

tymczasem, chciał nie chciał, dziecina dziób otwiera z dokładnością zegarka szwajcarskiego, co trzy godziny, a w międzyczasie trzeba się zająć domem i takie tam głupoty, więc przy okazji powstało też ciasto (courtesy of moja Mama- pewnych rzeczy po prostu nikt nie robi lepiej. kropka.). Cóż. Lubię kiedy dom pachnie domem, a nie domestosem ;)

Ameryki nie odkryłam, za to wróciłam wspomnieniami do czasów, kiedy życie było naprawdę piękne i beztroskie (chociaż wtedy nie znałam jeszcze Mojito i Cosmo, ani Seksu w Wielkim Mieście, więc w sumie nie żałuję upływu czasu aż tak..)- i tak oto mój mały Stepford zapachniał ciastem ze śliwkami, wg poniższego niezawodnego (a jakże) przepisu:

>KLIK<

a wyszło mi tak:
(ćwierć-ubytek powstał na skutek łakomstwa rzecz jasna, wszyscy wiedzą, że ciasto smakuje najlepiej na ciepło, na stojąco, nad blachą i jeszcze jak ktoś krzyczy, żeby nie jeść gorącego, bo potem brzuch boli. PS. całe życie jadłam ciepłe ciasta i żyję :P )

Cóż. Ogarnianie tak zwanego ogniska domowego (czyt.: sprzątanie, gotowanie, porządkowanie, pieluchy, sruchy etc.) jest ważne, ale nic nie poradzę, że lubię kiedy dom pachnie domem, a nie domestosem ;) dlatego mycie pralki zostawiam na jutro :P

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

soczysty schab home made

Oczywiście half- home made, bo przecież nie będę namawiać nikogo do hodowli trzody.

Będzie bez zdjęć, bo ani spektakularne, ani konieczne z racji prostoty wykonania.

Soczysty schab dla pań domu, które coś już o gotowaniu wiedzą, to czasem dwa wzajemnie wykluczające się słowa. Wiem, bo sama kiedyś tak myślałam- (schab wychodził suchy i twardy) i znam też wiele takich, które nadal tak myślą, bo im się nie chce spróbować. A znam tez takie, których doświadczenie można krótko skwitować: zakupy- 30zł, mina teściowej po spróbowaniu schabu- bezcenna.

tja.

sprawa jest prosta, chociaż czasochłonna, jednakowoż nasz czas aktywnego zaangażowania w projekt liczyć można w minutach.

Naturalnie zakupy. normalka. kilo schabu, przyprawy i clue programu- folia spożywcza i folia aluminiowa.

Poza mięsem i przyprawami należy przygotować wspomniane folie oraz garnek z zimna wodą i przykrywką.

Procedura: mięso przyprawiamy wg uznania- ja najczęściej używam czosnku i majeranku, ale dobrze też sprawdzają się inne przyprawy, więc można poszaleć- i ze słodkim i z wytrawnym. następnie zawijamy schab w folię spożywczą (ta przezroczysta)- na kilka warstw i UWAGA- szczelnie. Potem to samo z folią aluminiową- również ważne- szczelnie. następnie pakiecik wkładamy do garnka z zimną wodą, przykrywamy i na niezbyt dużym ogniu (tudzież sile grzania płyty) doprowadzamy do wrzenia i wtedy odliczamy jakieś 20-30 minut. Wyłączamy podgrzewanie i zostawiamy garnek w spokoju aż woda będzie zimna. najlepiej to wszystko robić wieczorem i zostawić do ostygnięcia na noc.

Kiedy woda jest już zimna- mięso jest gotowe. nadaje się do krojenia na kanapki albo do podania z sosem do obiadu jak pieczeń. powinno być soczyste, mięciutkie i pyszne. szczelność opakowania jest nie bez przyczyny- jeśli woda dostanie się do środka, schab będzie twardy i suchy i nici z miny teściowej :)

Smacznego więc!

niedziela, 4 sierpnia 2013

coś z niczego czyli zostałam Mamą

Znam przynajmniej jedna osobę, która zaraz oburzona powiedziałaby "jak to Z NICZEGO?!".. ale nie o tym...

W moim małym aspirującym Stepford pojawiła się nowa jednostka- dziecko, sztuk 1. Perspektywa osiągnięcia domowej nirwany perfekcji i porządku oddaliła się tym samym o jakieś 20 lat.

czy mam napady szlochu?
czy już śniło mi się, że mi dziecko wypadło z rąk?
czy znalazłam cudowny kosmetyk, który udaje, że się wysypiam?
czy już niecierpliwie przeglądam zdjęcia udanych metamorfoz fanek Chodakowskiej i wizualizuję własny sukces, łudząc się, że wraz z narodzinami dziecka stałam się paragonem konsekwencji?

ALEŻ!

czekam cierpliwie na zalew miłością i budyń zamiast mózgu, który podobno przychodzi z czasem.

sobota, 25 maja 2013

wykwintnie i oczywiście łatwo :) czyli Sandały gejszy.

Lubię organizować imprezy w domu. Głównie w celu samorealizacji kulinarnej. Lubię podać coś, co robi wrażenie i jest miłe dla podniebienia. Nie przeszkadza mi, kiedy "trzeba się narobić", ale jeszcze bardziej podoba mi się efekt bez zbyt dużego wkładu :) i tak też było z Sandałami Gejszy, które kiedyś omyłkowo nazwałam Ciapami Sajgonu, ale to już inna historia.

Potrzebujemy:
pieczywo (ja użyłam zwykłej bułki paryskiej, posmarowałam masłem i podpiekłam, aby była lekko chrupiąca)
sałata
szynka parmeńska (względnie szwarcwaldzka)
szparagi (ja użyłam zielonych, ale zapewne białe też moga być)
szczypiorek

i reszty chyba nie trzeba tłumaczyć, bo zrobienie tej kanapki wydaje się byc dziecinnie proste, czasem tylko zawiązanie szczypiorku wymaga zręczności i delikatności, bo lubi się porwać, a efekt po ukończeniu tej zabawy jest taki:



środa, 15 maja 2013

bardzo leniwe leniwe

W sumie to prawie leniwe, a cytując klasyka, prawie robi różnicę. Kluseczki lekkie jak pióreczko, rozpływają się w ustach i są świetne na słodko i z innymi dodatkami. ja podam je dziś okraszone masełkiem z warzywami z wody.

A oto przepis (chciałoby sie dopisać na 2-3 porcje, ale ponieważ nigdy nie wiadomo, kto ma jakie możliwości, dlatego powiem, że wystarczy dla rodziny 2+1 o umiarkowanym apetycie :) )

otóż:
potrzebna jest kostka sera białego (tak oceniam, bo ja oczywiście tradycyjnie dałam "na oko" :)
1 jogurt naturalny
ok. pół szklanki mleka (może się zdarzyć, że mniej lub wiecej- mleka użyłam do otrzymania właściwej konsystencji ciasta)
2 jajka
2 łyżki mąki ziemniaczanej
6-10 łyżek mąki (zależnie od konsystencji)

Najpierw zmiksowałam ser z jogurtem i jajkiem, aby masa była gładka bez grudek, ale jeśli komus sie nie chce, to rozdrobnienie widelcem też nie bedzie złe.
następnie dodałam ok. pół szklanki mleka i wymiesząłam na gładką masę. Dodałam ok. 6 łyżek mąki, ale ponieważ konsystencja musi przypominać mniej wiecej serek homogenizowany, dlatego potem dodawałam jeszcze w trakcie mieszania.

Oczywiście w miedzyczasie nastawiłam osoloną wodę, aby się zagotowała. Ciasto kładziemy łyżką na gotująca się wodę, nabierając niewielką ilość ciasta na łyżkę i wrzucając do wody (jeśli ktoś miał kiedyś do czynienia z kluskami kładzionymi, będzie wiedział). Pilnujcie, aby rozmiar klusek surowych nie byl większy niż 3-4 cm, bo puchną w wodzie i staja sie prawie dwa razy większe :)

Kiedy kluski wypłyną na powierzchnię wody trzeba jeszcze chwile odczekać i odcedzić.

I właściwie gotowe :)

Myślę, że będa smaczne tak z jogurtem lub smietana i cukrem, jak i z masłem i bułką tartą, kto co woli. moze tez byc sos i mieso, lub tak jak u mnie dzis- warzywa z wody (plus koniecznie bułka tarta i masło, smaki dzieciństwa :) ).


poniedziałek, 13 maja 2013

pora na rabarbar metodą "na oko"

słodkości nigdy dość, zwłaszcza kiedy ich przygotowanie jest tak banalnie proste i sprowadza się do przygotowania cista kruchego, obrania rabarbaru, gruszki i jabłka :)

Pamiętam kiedy jeszcze w podstawówce pani od matematyki mówiła, że na oko to chłop w szpitalu umarł, co nauczyło mnie nie używać tego określenia, ALE to ciasto jest naprawdę na oko :) przynajmniej ja je tak zrobiłam i wyszło smacznie.

składniki:

ciasto: mąka, cukier, masło, jajko, odrobina śmietany, proszek do pieczenia, cukier wanilinowy

nadzienie: kilka "lasek" rabarbaru, gruszka, jabłko, cukier trzcinowy.

wykonanie:
ciasto wykonujemy jak każde ciasto kruche czyli łączymy ze sobą rozcierając masło w mieszance mąki, cukru i reszty, zagniatamy ciasto, do lodówki na poł godziny, następnie rozwałkować i ułożyć w formie do tarty, zapiec przec około 20 minut.

w międyczasie pokroić na małe kawałki rabarbar, obrane gruszkę i jabłko i w rondelku podsmażyć. Może się zdażyć, że owoce puszczą dużo soku, wtedy proponuję dodać wodę z mąką ziemniaczaną, podobnie jak przy robieniu kisielu.

a później już z górki- masę wyłożyć na ciasto, zapiekamy w 180 stopniach i gotowe.



czwartek, 9 maja 2013

super szybkie, super łatwe i super smaczne

wystarczy ciasto francuskie i taki dodatek, na jaki macie ochotę i/lub jaki macie pod ręką. Ja użyłam cukru trzcinowego, cynamonu i tartych migdałów. 5 minut na przygotowanie, 20 minut pieczenie i zaspokoimy zachciankę na coś słodkiego do porannej kawy lub zaskoczymy niespodziewanych gości.
A wykonanie jest banalne- arkusz ciasta francuskiego dzielimy na trójkąty, posypujemy naszymi dodatkami:

a nastepnie zwijamy niezbyt ścisło

układamy na blasze, zaginając końce i do nagrzanego do 220 stopni piekarnika wstawiamy zmniejszając temperaturę do 200. Dobrze jest wczesniej posmarować rogaliki roztrzepanym jajkiem, a po 10 minutach pieczenia nakryć je folia aluminiową- to dobry patent, aby ciasto było dopieczone, ale nie spalone z wierzchu :)

a po 20 minutach- voila!

wtorek, 7 maja 2013

z okazji wiosny- lemon tart

Miały być mazurki (były, owszem, przy okazji podam przepis na najlepszy mazurek pod słońcem), potem była znowu zima, marazm i wreszcie jest- wiosna, słońce, a jak słońce to koniecznie tarta cytrynowa i to pod chmurką :)

Tarty cytrynowe jeść nauczyła mnie Anglia, piec- Asia z bloga kwestiasmaku.com i powiem jedno- te angielskie mają się nijak, a ta jest nie tylko pyszna, ale też łatwa do zrobienia i nie zajmuje dużo czasu, co dla mnie jest dużym plusem każdego przepisu :) Polecam zastosować się do wytycznych także w kwestii chmurki bezowej- czytałam komentarze u Asi i nie wszystkim beza wychodzi- zapewniam- jeśli zastosujecie się do przepisu- nie ma innej opcji- MUSI wyjść :)

A więc do dzieła:
potrzebny jest spód z ciasta kruchego- przepisów i proporcji jest wiele, dla tych, którzy preferują system "na oko"- potrzebujemy mąkę, masło, żółtko, cukier. Ja często do ciasta dodaję cukier wanilinowy, ostatnio dodałam śmietanę- wyszło bdb. Można skorzystać z proporcji z Kwestii Smaku:

180 g mąki
2 łyżki cukru pudru
mała szczypta soli
100 g masła, zimnego
1 żółtko
2 łyżki zimnej wody

i jak z każdym kruchym ciastem- masło wkroić do mąki i rozetrzeć palcami tak, aby powstały drobne grudki, potem dodajemy reszę składników, zagniatamy i odkładamy do lodówki na pół godziny. Następnie wykadamy do formy cienką wartswą i pieczemy do uzyskania złotego koloru- i teraz kwestia wyczucia swojego piekarnika. Większość przepisów podaje 20 minut w 180 stopniach. Mój piekarnik w tym trybie spali każde ciasto, więc ja daję 150 stopni.

Krem cytrynowy.
Po eksperymentach przeprowadzonych przez tesciową wiem, że przepis Asi jest perfekcyjny i nie ma co próbować innych:

sok z 2 cytryn
sok z 1 pomarańczy
125 ml wody
skórka starta z 2 cytryn
2 łyżki mąki ziemniaczanej
70 g cukru
100 g masła
1 jajko
3 żółtka

Jeśli macie szczęście do bezpestkowych owoców, odpadnie jedna czynność- przelanie soku przez sitko :) Dodajemy wodę, cukier, skórkę cytryny i mąkę ziemniaczaną i gotujemy- powstanie coś w rodzaju delikatnego kisielku. Wtedy zdejmujemy z ognia i dodajemy masło, mieszamy, a kiedy się rozpuści- dodajemy jajko i żółtka i szybciutko mieszamy, aby powstała jednolita masa. Jeśli stwierdzicie, że konsystencja nie jest wystarczająco gęsta- możecie lekko podgrzać. Całość powinna zająć mniej więcej tyle ile czasu zajmuje wypieczenie spodu tarty.

No i jeszcze beza:

4 białka ( ja użyłam tych trzech, które zostały po przygotowaniu kremu cytrynowego, ponieważ miałam już gotowe ciasto kruche, ale jeśli robicie wszystko "od nowa", to 4 białka zostaną akurat po kremie i cieście- kuchenna ekonomia :) )
200 g cukru
2 łyżeczki mąki ziemniaczanej

Białka ubijamy na sztywno, pod koniec powoli dodajemy cukier- nie zmniejszamy ilości, bo beza nie wyjdzie- dla oszczędzających kalorie- po prostu darujcie sobie bezę- bez niej tarta też jest pyszna!
Po cukrze dodajemy mąkę ziemniaczaną i gotową bezę wykładamy na krem wczesniej już wylany na upieczone ciasto kruche.

Całość pieczemy w 180 stopniach przez około 20 minut lub do uzyskania koloru na bezie.

A potem już tylko konsumpcja :) Mnie najbardziej smakuje z zimnym mlekiem, które idealnie przełamuje lekko cierpki smak cytryny. Można też podawać tartę polaną śmietanką, możliwości jest wiele.

Smacznego!

poniedziałek, 25 marca 2013

znów o ekonomii

Od pewnego czasu sen z powiek spędzała mi domowa ekonomia. Magiczne kolekcjonowanie paragonów zdaje sie co prawda mniej wiecej na tyle, że mam dowód na papierze, że życie kosztuje i nie wiem jak u Was, ale u mnie ma sie to nijak do oszczędności.

Postanowiłam przetestować inny sposób ogarnięcia domowego budżetu, przynajmniej tego, który ma związek z kuchnią. Mianowicie PLANOWANIE POSIŁKÓW. Niby nic, niby dodatkowe pół godziny tygodniowo, żeby wymysleć jadłospis, a jednak okazało się, że nie tylko mam spokój na codzień i już nie kombinuję w drodze do domu, do którego sklepu wejść i co kupić. Co wiecej, unikam impulsywnych zakupów, marnowania jedzenia i zasstoju w lodówce :)

Oczywiście zadanie jest dodatkowo utrudnione dla kobiet w ciąży- pytanie "hm.. na co będę mieć ochotę za 5 dni?" w tym wypadku generuje mniej więcej milion nowych pozycji na liscie zakupów, więc trzeba się zdyscyplinować :)

dodatkowa zaleta kolekcjonowania paragonów jest taka, że po tygodniu jesteśmy w stanie stwierdzić ile czego zużywamy w ciagu tygodnia, a co za tym idzie, pozwala to na lepsze zaplanowanie większych zakupów tygodniowych, ograniczenie dodatkowych wycieczek do lokalnych sklepików i, co już zostało wspomniane- uniknięcie impulsywnych zakupów. Poza tym można porównać co i gdzie ma lepszą cenę.

Ekonomia ekonomią, czas zabrać się za googlowanie przepisów na mazurki, w tym roku moja osobista premiera!

poniedziałek, 11 marca 2013

ekonomicznie i smacznie

O tym, że z ziemniaków, które zostały po obiedzie można zrobić kopytka, wiedzą pewnie wszystkie panie. Tymczasem znalazłam przepis na coś nowego, innego i naprawdę super smacznego, zobaczcie:
 
 
Home made gnocchi wg Gordona Ramsaya! uwielbiam jego Ultimate cookery course. bardzo dużo bardzo prostych i bardzo efektownych i super smacznych przepisów, nic tylko gotować i jeść :)

Przepis jest prosty:
ziemniaki (ugotowane, z obiadu :) nie marnujemy jedzenia :)
opakowanie serka ricotta
mąka
jajko
tymianek
sól i pieprz (biały)
parmezan do posypania przy podaniu

do sosu:
oliwa z oliwek
masło
groszek (najlepiej mrożony, nie puszkowany)- w przepisie jest 150g, ja użyłam 2 szklanek
starta skórka cytryny

W przepisie Gordon pisze, że na dwa ziemniaki 50g ricotty i 90g mąki, plus 1 jajko. Jeśli potrafisz ustalić ile ziemniaków zostało, reszta to kwestia proporcji :)

wykonanie:
Do ziemniaków dodać ricottę, sól, biały pieprz, mąkę. wszystko dobrze wymieszać (dobrze nadaje się do tego ubijaczka do ziemniaków). Następnie  dodać jajko i tymianek i wyrobić ciasto. Trzeba to zrobić sprawnie, inaczej ciasto stwardnieje i nie urośnie w wodzie.
Teraz postępować jak z kopytkami, czyli formujemy  wąskie wałeczki, kroimy na 1-2cm kawałki. warto w każdym zrobić zagłębienie opuszka palca- to miejsce na sos :)
Gnocchi gotujemy jak każde kluchy :) czyli na wrząca osoloną wodę, czekamy az wypłyną, 2-3 minuty i zbieramy np. łyżką cedzakową

Sos: na patelnię oliwa, dodajemy gnocchi,żeby się ładnie zarumeiniły. Warto dodać jeszcze szczypte soli i czarnego mielonego pieprzu. Następnie dodajemy groszek (rozmrożony) i kawałek masła (ja dodałam kawałek odpowiadający ok. łyżce stołowej) no i tymianek. Mieszamy. Na koniec dodajemy skórkę z cytryny, jeszcze chwila i podajemy posypane parmezanem.

Smacznego, oczywiście :)

niedziela, 10 marca 2013

trochę o rozwoju

9 marca uczestniczyłam w szkoleniu zorganizowanym z okazji Dnia Kobiet przez projekt BiznesMind. Przypomniałam sobie "stare dobre czasy", kiedy za sprawą studiów podyplomowych "Trener Bizesu" zmieniło się moje życie, dostałam potężną dawkę energii i inspiracji i co tu dużo mówić- zaczęłam inaczej myśleć i postrzegać świat i ludzi. Zaczęło się LEPSZE. Z czasem jednak dałam się trochę przygnieść rzeczywistości i z trzech centymetrów nad ziemią zeszłam na ląd.

Tymczasem  życie chyba daje mi znaki, bo spotykam na swojej drodze ludzi, którzy mi przypominają to, czego nauczyłam się podczas studiów. Najpierw coaching z Kamilą Kruk, potem Siła Przedsiębiorczych Kobiet, a teraz to szkolenie. Chłopaki z BiznesMind bardzo ciekawie mówili o samorozwoju, własnych inicjatywach, motywacji i e-marketingu. Okazało się też, że dookoła jest bardzo dużo kobiet myślących o własnym biznesie. Znowu poczułam tę miłą inspirację, na razie tylko troszkę, ale wystarczająco, żeby odkurzyć myślenie o celach, planowaniu, sukcesie i rozwoju.

Może więc czas na zmiany?

ps. tymczasem na obiad zrobiłam PYSZNY makaron ze szpinakiem i pieczarkami wg przepisu Oli, który znajdziecie TU

piątek, 8 marca 2013

Stepford to nie tylko kuchnia :)

To także relacje.
Wpadłam ostatnio na bardzo fajny i ciekawy tekst- kobiety czytając śmieją się do monitora, meżczyźni..nie wiem, jutro przetestuję na Panu Mężu. Trochę jest w tym prawdy, a może i sposobu. Rzecz dotyczy pokazania partnerowi na czym polega odmienność stanu błogosławionego:
Co ma zrobić mężczyzna, aby zrozumieć ciężarną kobietę? Instrukcja - krok po kroku:

1-3 miesiąc

1. Każdego wieczora organizuj sobie zatrucie - na przykład zjedz przeterminowaną rybę i popij mlekiem. Później dowiesz się, po co.
2. Następ...
nego ranka wstań, weź pigułkę nasenną i idź do pracy. Jeśli rzeczywiście bardzo źle się czujesz - zostań w domu, ale nie zapomnij posprzątać i ugotuj obiad.
3. Do kostek u nóg przywiąż woreczki z piaskiem - po półtora kilograma na każdą nogę.
4. Przed wyjściem włóż do kieszeni koszuli zdechłą mysz i nie wyjmuj jej!
5. Tego nie jedz, nie wolno ci. Tego też. I tego. Najlepiej zjedz jabłko.
6. Powaliło cię? Rzuć te papierosy! Coca-colę, piwo i inne napoje gazowane też!
7. Usiądź wygodnie i zjedz jogurt. Jeśli nie masz ochoty - to chociaż trochę.
8. Zwymiotowałeś? Posprzątaj po sobie. Nie wołaj żony - jest zajęta.
9. Idź do szpitala na pobranie krwi. Muszą zrobić niezbędne badania.
10. Trzy razy w miesiącu chodź na badania do proktologa.

3-6 miesiąc

1.Do brzucha przywiąż materac z wodą.
2. Gdy się ubierasz - nie odwiązuj go, nawet, gdy próbujesz wciągnąć buty.
3. Śpij również z materacem. Jak to, JAK? Na boku!
4. Nie zapomnij rano zażyć pigułki nasennej.
5. A przed wyjściem do pracy - wypij litr wody.
6. Przed pójściem spać również wypij litr wody i weź tabletkę moczopędną.
7. Do nosa włóż wacik, tak, aby powietrze przechodziło, ale odczuwało się lekką duszność. Wacik noś stale.
8. Masz duszności? Otwórz okno - niektórym pomaga.
9. Idź do szpitala na pobranie krwi. Jak to, PO CO? Zrobić niezbędne badania. Co z tego, że już robiłeś?
10. Trzy razy w miesiącu chodź na badania do proktologa. Materaca nie odwiązuj!

6-9 miesiąc

1. Każdego ranka siadaj na fotel obrotowy i kręć się przez 10 minut. Gdy już organizm odmówi Ci całkowicie współpracy - wstań i szykuj się do pracy. No co ty, kręci ci się w głowie? Współczuję, to na pewno minie.
2. Dolej wody do materaca.
3. Wypij coś moczopędnego, a w pracy wypijaj szklankę wody co godzinę.
4. Postaraj się nie opuszczać miejsca pracy zbyt często. Bądź czujny i dyspozycyjny przez cały dzień. Jeśli przychodzi ci to z łatwością - weź dodatkową pigułkę nasenną.
5. Zwiększ również wagę woreczków z piaskiem, które masz przywiązane do nóg - do 2 kilogramów każdy.
6. Wieczorem, nie odwiązując materaca, połóż się do łóżka i bądź perfekcyjnym, namiętnym kochankiem!
7. Jeśli wydaje ci się, że twoja żona interesuje się innymi mężczyznami - pozostań wspaniałomyślny i wybaczający.
8. Poświęcaj żonie więcej czasu i uwagi. Wyobraź sobie, że jej też jest ciężko!
9. Idź do szpitala na pobranie krwi. Jak to, po co? Po to samo, co zawsze - niezbędne badania.
10. Trzy razy w miesiącu chodź na badania do proktologa. Oczywiście, że z materacem, co za pytanie?
 
Mnie się najbardziej podoba pomysł z materacem.
 
Swoją drogą, może czasem warto rozmawiać ze sobą nawzajem, przecież nie wszyscy funkcjonują wg tego samego skryptu, tych samych zasad. Posłużę się wytartym i wysłużonym hasłem NLPowców- MAPA TO NIE TERYTORIUM. Każdy patrząc na mapę inaczej wyobraża sobie rzeczywisty wymiar miejsca. Tak samo mają się rzeczy w związku i to nie tylko tym ciążowym, gdzie punkt widzenia się baaardzo polaryzuje.
Czyli stara dobra siostra Empatia ("taka zupa z Azji"- Lejdis :) ) oraz najtrudniejsze- dojrzeć do tego, aby stwierdzić, że każdy ma swoją rację, zasady i motywy działania i Mount Everest czyli Zrozumieć.

wtorek, 5 marca 2013

obiad? kolacja? sałatka :)

Wymyślanie kolacji przypomina czasem sprzątanie w lodówce. Znacie to? Ja ostatnio, znudzona chwilowo nabiałem, postanowiłam zaskoczyć siebie i Pana Męża. I tak powstała kolejna wielka improwizacja kulinarna- lubię czasem zacząć od jednego składnika, nie wiedząc na czym się skończy... Tym razem zaczęłam od kurczaka:

Zainspirowana programem śniadaniowym, w którym była mowa o pieczeniu w papilotach, ułożyłam kawałki piersi kurczaka na papierze do pieczenia, dodałam czosnek i suszone pomidory oraz pieprz czarny świeżo mielony, zawinełam jak cukierek i tak zapiekłam. Tłuszczu już nie dodawałam, bo wystarczyła oliwa z pomidorów.

Następne kroki poszły już same:
  • sałata lodowa pokrojona na drobniejsze paski
  • ser cheddar pokrojony w cienkie słupki
  • suszone pomidory (te zrobione latem samodzielnie smakują naprawdę pysznie)
  • kapary
  • no i oczywiście kurczak
  • sos: balsamico+ oliwa z oliwek
Efekt?
 
 
Myślę, że takie danie nadaje się świetnie na kolację, ale także na obiad jeśli tymczasem dietujemy albo szukamy smacznej alternatywy dla kotleta :)
 
 
Smacznego :)

środa, 27 lutego 2013

indulgence czyli bądź dla siebie dobra :)

Postanowiłam zawalczyć z przedwczesnym baby bluesem. Głowa pełna obaw, w brzuchu mały alien urządza sobie trójbój, na zewnątrz szarobura aura też nie zachęca do optymizmu- trzeba sie pocieszyć. W pierwszym wpisie wspomniałam o domowym Baileysie, przepysznym likierze o smaku toffi i kawy.... Ślicznie go opisała, jak zawsze zresztą o swojej kuchni, Asia z Kwestii Smaku http://www.kwestiasmaku.com/desery/domowy_baileys/przepis.html

Asia jest często źródłem mojej inspiracji w kuchni, chociaż akurat przepis na Baileys znalazłam sto lat temu gdzies na forum. Tym razem jednak, z racji wspomnianego juz wcześniej Malucha, postanowiłam zrobić Baileys dla przyszłych mam. Przecież nam też się coś od życia należy :)

Dokumentację foto oraz przepis wstawię jak tylko wykonam mój eksperyment :)

Update

Udało mi się "oszukać" Baileysa :) oto przepis:

puszka mleka skondensowanego słodzonego
mała smietanka 30% (ja użyłam Zott)
cukier waniliowy
łyżeczka kawy instant
2-3 łyżki whiskey (spokojnie- zaraz wytłumaczę dlaczego likier będzie naprawdę bezalkoholowy :) )

Do rondelka wlałam mleko skondensowane i śmietankę. Nastawiłam mały ogień i powoli mieszając dodałam cukier waniliowy. Dodałam też whiskey - i tu klucz- chodzi o to, zeby alkohol nadał smak i zdążył wyparować, pozostawiając miły smak. To jest podobny trick do dodawania wina do potraw- alkohol sie ulatnia a smak zostaje.
Łyżeczkę kawy rozpuściłam w minimalnej ilości gorącej wody i dodalam do mleka. W sumie gotowałam całość około 30 minut. Trzeba pilnować żeby mikstura nie zawrzała, bo zacznie się karmelizować i przypalać.

Oczywiście sposób podania zależy od indywidualnych preferencji- ja podałam w szklance pełnej lodu- pycha!

poniedziałek, 18 lutego 2013

z cyklu- scenki rodzajowe

kontrolna wizyta u lekarza
- niech się pani przed kazdą wizytą waży na swojej ulubionej wadze i taką wage wpiszemy do karty..
- no to będzie kłopot, bo żadna waga, która wskazuje za każdym razem wiecej, nie jest moją ulubioną..

Może zapomnę o wadze i zrobię super pyszny domowy chlebek- polecam, bo jest naprawdę łatwy i nie wymaga dużo czasu, przepis znajdziecie na blogu: http://smak-zdrowia.blogspot.com/2013/02/chleb-otrebowy.html

mój przed upieczeniem wyglądał tak:

a po wyjęciu z piekarnika:

nie muszę chyba dodawać, że długo nie poleżał, bo smak był tak zniewalający... chyba chwilowo moge zapomniec o ciażowej figurze Kate Middleton.. ;)

środa, 6 lutego 2013

mój mały Stepford

Marzy mi się... dom, w którym zawsze pachnie szarlotką albo drożdżowym takim jak piekła babcia, czysto, pachnąco i nieskazitelnie, łyżeczki wszystkie główką w jedną stronę, kubki uszkami jednakowo zachecająe do wzięcia, piwnica z kompotami, dżemami, przetworami, oczywiście wszystkie samodzielnie zrobione, w domu zawsze pachnący i parujący smakiem obiad na stole, zawsze o 14... to wszystko oczywiście w perfekcyjnym makijażu, balerinkach, sukienuni i fartuszku, z dzieckiem na ręku, szczęśliwa, uśmiechnięta i z iskrą w oku, jak za pierwszym razem, witająca wracajacego z pracy męża. Aha, jeszcze w międzyczasie zrobione zakupy (oczywiście równo poukładane już w szafkach i lodówce), trochę pracy, bo przecież jeszcze waciki..

czyli perfekcyjne połączenie miliona etatów, perfekcyjny dom, perfekcyjna rodzina i na środku ja. oczywiście perfekcyjna. tak, marzy mi się.

na razie mam czysto w domu i szarlotkę :) i gdyby nie mały alien rosnacy pod sercem, zrobiłabym domowego Baileysa i celebrowala ten mój jeszcze nie tak perfekcyjny mały Stepford..

ktoś chce przepis?