środa, 7 sierpnia 2013

nie będzie oryginalnie- czyli o tym, że jest upał i nic się nie chce

no właśnie.

tymczasem, chciał nie chciał, dziecina dziób otwiera z dokładnością zegarka szwajcarskiego, co trzy godziny, a w międzyczasie trzeba się zająć domem i takie tam głupoty, więc przy okazji powstało też ciasto (courtesy of moja Mama- pewnych rzeczy po prostu nikt nie robi lepiej. kropka.). Cóż. Lubię kiedy dom pachnie domem, a nie domestosem ;)

Ameryki nie odkryłam, za to wróciłam wspomnieniami do czasów, kiedy życie było naprawdę piękne i beztroskie (chociaż wtedy nie znałam jeszcze Mojito i Cosmo, ani Seksu w Wielkim Mieście, więc w sumie nie żałuję upływu czasu aż tak..)- i tak oto mój mały Stepford zapachniał ciastem ze śliwkami, wg poniższego niezawodnego (a jakże) przepisu:

>KLIK<

a wyszło mi tak:
(ćwierć-ubytek powstał na skutek łakomstwa rzecz jasna, wszyscy wiedzą, że ciasto smakuje najlepiej na ciepło, na stojąco, nad blachą i jeszcze jak ktoś krzyczy, żeby nie jeść gorącego, bo potem brzuch boli. PS. całe życie jadłam ciepłe ciasta i żyję :P )

Cóż. Ogarnianie tak zwanego ogniska domowego (czyt.: sprzątanie, gotowanie, porządkowanie, pieluchy, sruchy etc.) jest ważne, ale nic nie poradzę, że lubię kiedy dom pachnie domem, a nie domestosem ;) dlatego mycie pralki zostawiam na jutro :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz