poniedziałek, 25 marca 2013

znów o ekonomii

Od pewnego czasu sen z powiek spędzała mi domowa ekonomia. Magiczne kolekcjonowanie paragonów zdaje sie co prawda mniej wiecej na tyle, że mam dowód na papierze, że życie kosztuje i nie wiem jak u Was, ale u mnie ma sie to nijak do oszczędności.

Postanowiłam przetestować inny sposób ogarnięcia domowego budżetu, przynajmniej tego, który ma związek z kuchnią. Mianowicie PLANOWANIE POSIŁKÓW. Niby nic, niby dodatkowe pół godziny tygodniowo, żeby wymysleć jadłospis, a jednak okazało się, że nie tylko mam spokój na codzień i już nie kombinuję w drodze do domu, do którego sklepu wejść i co kupić. Co wiecej, unikam impulsywnych zakupów, marnowania jedzenia i zasstoju w lodówce :)

Oczywiście zadanie jest dodatkowo utrudnione dla kobiet w ciąży- pytanie "hm.. na co będę mieć ochotę za 5 dni?" w tym wypadku generuje mniej więcej milion nowych pozycji na liscie zakupów, więc trzeba się zdyscyplinować :)

dodatkowa zaleta kolekcjonowania paragonów jest taka, że po tygodniu jesteśmy w stanie stwierdzić ile czego zużywamy w ciagu tygodnia, a co za tym idzie, pozwala to na lepsze zaplanowanie większych zakupów tygodniowych, ograniczenie dodatkowych wycieczek do lokalnych sklepików i, co już zostało wspomniane- uniknięcie impulsywnych zakupów. Poza tym można porównać co i gdzie ma lepszą cenę.

Ekonomia ekonomią, czas zabrać się za googlowanie przepisów na mazurki, w tym roku moja osobista premiera!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz