sobota, 25 maja 2013

wykwintnie i oczywiście łatwo :) czyli Sandały gejszy.

Lubię organizować imprezy w domu. Głównie w celu samorealizacji kulinarnej. Lubię podać coś, co robi wrażenie i jest miłe dla podniebienia. Nie przeszkadza mi, kiedy "trzeba się narobić", ale jeszcze bardziej podoba mi się efekt bez zbyt dużego wkładu :) i tak też było z Sandałami Gejszy, które kiedyś omyłkowo nazwałam Ciapami Sajgonu, ale to już inna historia.

Potrzebujemy:
pieczywo (ja użyłam zwykłej bułki paryskiej, posmarowałam masłem i podpiekłam, aby była lekko chrupiąca)
sałata
szynka parmeńska (względnie szwarcwaldzka)
szparagi (ja użyłam zielonych, ale zapewne białe też moga być)
szczypiorek

i reszty chyba nie trzeba tłumaczyć, bo zrobienie tej kanapki wydaje się byc dziecinnie proste, czasem tylko zawiązanie szczypiorku wymaga zręczności i delikatności, bo lubi się porwać, a efekt po ukończeniu tej zabawy jest taki:



środa, 15 maja 2013

bardzo leniwe leniwe

W sumie to prawie leniwe, a cytując klasyka, prawie robi różnicę. Kluseczki lekkie jak pióreczko, rozpływają się w ustach i są świetne na słodko i z innymi dodatkami. ja podam je dziś okraszone masełkiem z warzywami z wody.

A oto przepis (chciałoby sie dopisać na 2-3 porcje, ale ponieważ nigdy nie wiadomo, kto ma jakie możliwości, dlatego powiem, że wystarczy dla rodziny 2+1 o umiarkowanym apetycie :) )

otóż:
potrzebna jest kostka sera białego (tak oceniam, bo ja oczywiście tradycyjnie dałam "na oko" :)
1 jogurt naturalny
ok. pół szklanki mleka (może się zdarzyć, że mniej lub wiecej- mleka użyłam do otrzymania właściwej konsystencji ciasta)
2 jajka
2 łyżki mąki ziemniaczanej
6-10 łyżek mąki (zależnie od konsystencji)

Najpierw zmiksowałam ser z jogurtem i jajkiem, aby masa była gładka bez grudek, ale jeśli komus sie nie chce, to rozdrobnienie widelcem też nie bedzie złe.
następnie dodałam ok. pół szklanki mleka i wymiesząłam na gładką masę. Dodałam ok. 6 łyżek mąki, ale ponieważ konsystencja musi przypominać mniej wiecej serek homogenizowany, dlatego potem dodawałam jeszcze w trakcie mieszania.

Oczywiście w miedzyczasie nastawiłam osoloną wodę, aby się zagotowała. Ciasto kładziemy łyżką na gotująca się wodę, nabierając niewielką ilość ciasta na łyżkę i wrzucając do wody (jeśli ktoś miał kiedyś do czynienia z kluskami kładzionymi, będzie wiedział). Pilnujcie, aby rozmiar klusek surowych nie byl większy niż 3-4 cm, bo puchną w wodzie i staja sie prawie dwa razy większe :)

Kiedy kluski wypłyną na powierzchnię wody trzeba jeszcze chwile odczekać i odcedzić.

I właściwie gotowe :)

Myślę, że będa smaczne tak z jogurtem lub smietana i cukrem, jak i z masłem i bułką tartą, kto co woli. moze tez byc sos i mieso, lub tak jak u mnie dzis- warzywa z wody (plus koniecznie bułka tarta i masło, smaki dzieciństwa :) ).


poniedziałek, 13 maja 2013

pora na rabarbar metodą "na oko"

słodkości nigdy dość, zwłaszcza kiedy ich przygotowanie jest tak banalnie proste i sprowadza się do przygotowania cista kruchego, obrania rabarbaru, gruszki i jabłka :)

Pamiętam kiedy jeszcze w podstawówce pani od matematyki mówiła, że na oko to chłop w szpitalu umarł, co nauczyło mnie nie używać tego określenia, ALE to ciasto jest naprawdę na oko :) przynajmniej ja je tak zrobiłam i wyszło smacznie.

składniki:

ciasto: mąka, cukier, masło, jajko, odrobina śmietany, proszek do pieczenia, cukier wanilinowy

nadzienie: kilka "lasek" rabarbaru, gruszka, jabłko, cukier trzcinowy.

wykonanie:
ciasto wykonujemy jak każde ciasto kruche czyli łączymy ze sobą rozcierając masło w mieszance mąki, cukru i reszty, zagniatamy ciasto, do lodówki na poł godziny, następnie rozwałkować i ułożyć w formie do tarty, zapiec przec około 20 minut.

w międyczasie pokroić na małe kawałki rabarbar, obrane gruszkę i jabłko i w rondelku podsmażyć. Może się zdażyć, że owoce puszczą dużo soku, wtedy proponuję dodać wodę z mąką ziemniaczaną, podobnie jak przy robieniu kisielu.

a później już z górki- masę wyłożyć na ciasto, zapiekamy w 180 stopniach i gotowe.



czwartek, 9 maja 2013

super szybkie, super łatwe i super smaczne

wystarczy ciasto francuskie i taki dodatek, na jaki macie ochotę i/lub jaki macie pod ręką. Ja użyłam cukru trzcinowego, cynamonu i tartych migdałów. 5 minut na przygotowanie, 20 minut pieczenie i zaspokoimy zachciankę na coś słodkiego do porannej kawy lub zaskoczymy niespodziewanych gości.
A wykonanie jest banalne- arkusz ciasta francuskiego dzielimy na trójkąty, posypujemy naszymi dodatkami:

a nastepnie zwijamy niezbyt ścisło

układamy na blasze, zaginając końce i do nagrzanego do 220 stopni piekarnika wstawiamy zmniejszając temperaturę do 200. Dobrze jest wczesniej posmarować rogaliki roztrzepanym jajkiem, a po 10 minutach pieczenia nakryć je folia aluminiową- to dobry patent, aby ciasto było dopieczone, ale nie spalone z wierzchu :)

a po 20 minutach- voila!

wtorek, 7 maja 2013

z okazji wiosny- lemon tart

Miały być mazurki (były, owszem, przy okazji podam przepis na najlepszy mazurek pod słońcem), potem była znowu zima, marazm i wreszcie jest- wiosna, słońce, a jak słońce to koniecznie tarta cytrynowa i to pod chmurką :)

Tarty cytrynowe jeść nauczyła mnie Anglia, piec- Asia z bloga kwestiasmaku.com i powiem jedno- te angielskie mają się nijak, a ta jest nie tylko pyszna, ale też łatwa do zrobienia i nie zajmuje dużo czasu, co dla mnie jest dużym plusem każdego przepisu :) Polecam zastosować się do wytycznych także w kwestii chmurki bezowej- czytałam komentarze u Asi i nie wszystkim beza wychodzi- zapewniam- jeśli zastosujecie się do przepisu- nie ma innej opcji- MUSI wyjść :)

A więc do dzieła:
potrzebny jest spód z ciasta kruchego- przepisów i proporcji jest wiele, dla tych, którzy preferują system "na oko"- potrzebujemy mąkę, masło, żółtko, cukier. Ja często do ciasta dodaję cukier wanilinowy, ostatnio dodałam śmietanę- wyszło bdb. Można skorzystać z proporcji z Kwestii Smaku:

180 g mąki
2 łyżki cukru pudru
mała szczypta soli
100 g masła, zimnego
1 żółtko
2 łyżki zimnej wody

i jak z każdym kruchym ciastem- masło wkroić do mąki i rozetrzeć palcami tak, aby powstały drobne grudki, potem dodajemy reszę składników, zagniatamy i odkładamy do lodówki na pół godziny. Następnie wykadamy do formy cienką wartswą i pieczemy do uzyskania złotego koloru- i teraz kwestia wyczucia swojego piekarnika. Większość przepisów podaje 20 minut w 180 stopniach. Mój piekarnik w tym trybie spali każde ciasto, więc ja daję 150 stopni.

Krem cytrynowy.
Po eksperymentach przeprowadzonych przez tesciową wiem, że przepis Asi jest perfekcyjny i nie ma co próbować innych:

sok z 2 cytryn
sok z 1 pomarańczy
125 ml wody
skórka starta z 2 cytryn
2 łyżki mąki ziemniaczanej
70 g cukru
100 g masła
1 jajko
3 żółtka

Jeśli macie szczęście do bezpestkowych owoców, odpadnie jedna czynność- przelanie soku przez sitko :) Dodajemy wodę, cukier, skórkę cytryny i mąkę ziemniaczaną i gotujemy- powstanie coś w rodzaju delikatnego kisielku. Wtedy zdejmujemy z ognia i dodajemy masło, mieszamy, a kiedy się rozpuści- dodajemy jajko i żółtka i szybciutko mieszamy, aby powstała jednolita masa. Jeśli stwierdzicie, że konsystencja nie jest wystarczająco gęsta- możecie lekko podgrzać. Całość powinna zająć mniej więcej tyle ile czasu zajmuje wypieczenie spodu tarty.

No i jeszcze beza:

4 białka ( ja użyłam tych trzech, które zostały po przygotowaniu kremu cytrynowego, ponieważ miałam już gotowe ciasto kruche, ale jeśli robicie wszystko "od nowa", to 4 białka zostaną akurat po kremie i cieście- kuchenna ekonomia :) )
200 g cukru
2 łyżeczki mąki ziemniaczanej

Białka ubijamy na sztywno, pod koniec powoli dodajemy cukier- nie zmniejszamy ilości, bo beza nie wyjdzie- dla oszczędzających kalorie- po prostu darujcie sobie bezę- bez niej tarta też jest pyszna!
Po cukrze dodajemy mąkę ziemniaczaną i gotową bezę wykładamy na krem wczesniej już wylany na upieczone ciasto kruche.

Całość pieczemy w 180 stopniach przez około 20 minut lub do uzyskania koloru na bezie.

A potem już tylko konsumpcja :) Mnie najbardziej smakuje z zimnym mlekiem, które idealnie przełamuje lekko cierpki smak cytryny. Można też podawać tartę polaną śmietanką, możliwości jest wiele.

Smacznego!

poniedziałek, 25 marca 2013

znów o ekonomii

Od pewnego czasu sen z powiek spędzała mi domowa ekonomia. Magiczne kolekcjonowanie paragonów zdaje sie co prawda mniej wiecej na tyle, że mam dowód na papierze, że życie kosztuje i nie wiem jak u Was, ale u mnie ma sie to nijak do oszczędności.

Postanowiłam przetestować inny sposób ogarnięcia domowego budżetu, przynajmniej tego, który ma związek z kuchnią. Mianowicie PLANOWANIE POSIŁKÓW. Niby nic, niby dodatkowe pół godziny tygodniowo, żeby wymysleć jadłospis, a jednak okazało się, że nie tylko mam spokój na codzień i już nie kombinuję w drodze do domu, do którego sklepu wejść i co kupić. Co wiecej, unikam impulsywnych zakupów, marnowania jedzenia i zasstoju w lodówce :)

Oczywiście zadanie jest dodatkowo utrudnione dla kobiet w ciąży- pytanie "hm.. na co będę mieć ochotę za 5 dni?" w tym wypadku generuje mniej więcej milion nowych pozycji na liscie zakupów, więc trzeba się zdyscyplinować :)

dodatkowa zaleta kolekcjonowania paragonów jest taka, że po tygodniu jesteśmy w stanie stwierdzić ile czego zużywamy w ciagu tygodnia, a co za tym idzie, pozwala to na lepsze zaplanowanie większych zakupów tygodniowych, ograniczenie dodatkowych wycieczek do lokalnych sklepików i, co już zostało wspomniane- uniknięcie impulsywnych zakupów. Poza tym można porównać co i gdzie ma lepszą cenę.

Ekonomia ekonomią, czas zabrać się za googlowanie przepisów na mazurki, w tym roku moja osobista premiera!

poniedziałek, 11 marca 2013

ekonomicznie i smacznie

O tym, że z ziemniaków, które zostały po obiedzie można zrobić kopytka, wiedzą pewnie wszystkie panie. Tymczasem znalazłam przepis na coś nowego, innego i naprawdę super smacznego, zobaczcie:
 
 
Home made gnocchi wg Gordona Ramsaya! uwielbiam jego Ultimate cookery course. bardzo dużo bardzo prostych i bardzo efektownych i super smacznych przepisów, nic tylko gotować i jeść :)

Przepis jest prosty:
ziemniaki (ugotowane, z obiadu :) nie marnujemy jedzenia :)
opakowanie serka ricotta
mąka
jajko
tymianek
sól i pieprz (biały)
parmezan do posypania przy podaniu

do sosu:
oliwa z oliwek
masło
groszek (najlepiej mrożony, nie puszkowany)- w przepisie jest 150g, ja użyłam 2 szklanek
starta skórka cytryny

W przepisie Gordon pisze, że na dwa ziemniaki 50g ricotty i 90g mąki, plus 1 jajko. Jeśli potrafisz ustalić ile ziemniaków zostało, reszta to kwestia proporcji :)

wykonanie:
Do ziemniaków dodać ricottę, sól, biały pieprz, mąkę. wszystko dobrze wymieszać (dobrze nadaje się do tego ubijaczka do ziemniaków). Następnie  dodać jajko i tymianek i wyrobić ciasto. Trzeba to zrobić sprawnie, inaczej ciasto stwardnieje i nie urośnie w wodzie.
Teraz postępować jak z kopytkami, czyli formujemy  wąskie wałeczki, kroimy na 1-2cm kawałki. warto w każdym zrobić zagłębienie opuszka palca- to miejsce na sos :)
Gnocchi gotujemy jak każde kluchy :) czyli na wrząca osoloną wodę, czekamy az wypłyną, 2-3 minuty i zbieramy np. łyżką cedzakową

Sos: na patelnię oliwa, dodajemy gnocchi,żeby się ładnie zarumeiniły. Warto dodać jeszcze szczypte soli i czarnego mielonego pieprzu. Następnie dodajemy groszek (rozmrożony) i kawałek masła (ja dodałam kawałek odpowiadający ok. łyżce stołowej) no i tymianek. Mieszamy. Na koniec dodajemy skórkę z cytryny, jeszcze chwila i podajemy posypane parmezanem.

Smacznego, oczywiście :)