niedziela, 18 sierpnia 2013

Piknik Smakoszy w Lublinie

Bardzo ciekawa inicjatywa odbyła się wczoraj w Lublinie i tym razem zdecydowałam się uczestniczyć- tym razem jako gość- w przyszłości być może po drugiej stronie stolika, kto wie? Lubelskie blogerki kulinarne zaprosiły mieszkańców na piknik, gdzie serwowały swoje popisowe dania, a było się czym chwalić. Ja zakochałam się w drożdżówkach Karoliny z bloga sto kolorów kuchni, które na pewno spróbuję popełnić :) i kilka pyszności od Agnieszki z bloga studniamiodu.blogspot.com, no i oczywiście tarty i muffinki i inne pyszności dziewczyn, które chętnie linkuję niżej.

to było bardzo miłe popołudnie, inspirujące i wzbogacające- nowe przepisy, nowe twarze i znajomości, odkrycia, że świat jest mały i przyjemne wspomnienia (os, które zwabiły te pyszności, pozwolę sobie nie pamiętać :) )















http://ekscentrycznyparowar.blogspot.com/
http://stokolorowkuchni.blox.pl/html
http://feed-me-better.blogspot.com/
http://www.art.sarzynski.com.pl/
http://aromatczasu.blogspot.com/ 
http://sierotkamarysiawkuchni.blogspot.com/
http://smerfetka79.blogspot.com
http://studniamiodu.blogspot.com
http://www.messybeauty.pl


czwartek, 15 sierpnia 2013

gol (tudzież goal)- czyli Do-It-Now.


Niechętnie przyznaję się do wad i błędów (ktoś ma inaczej? ), jak również niechętnie stwierdzam, że mimo aspiracji do perfekcji, ciągle jest nad czym pracować (oj jest). Tym razem na tapetę idzie organizacja siebie w przestrzeni z dzieckiem w tle.

Odkąd rozpoczęłam niezależną egzystencję "na swoim" stałam się bardzo zorganizowana i uporządkowana do tego stopnia, że nawet kubki na relingach wisiały w równych odstępach (a może to już pedanteria albo zboczenie?). Zmieniłam zdanie o sobie kiedy poznałam mojego (teraz już) męża. Przy nim jestem chaosem, co zresztą wytyka mi na każdym kroku, kiedy się da.
W każdym razie, w ramach swojej syzyfowej pracy naprawiania tego, co nigdy nie było zepsute ;) podsunął mi artykuł w piśmie dla mam- "Nie strzelaj sobie gola. Nachlapiesz- zetrzyj. Rozsypiesz- zamieć. Wzięłaś- odłóż.(...) Oszczędza mnóstwo czasu." (wiem, bezczelny, nie? ;) )

I cóż, niechętnie, jak już wspomniałam, przyznałam, że CZASEM, ale to naprawdę RZADKO zdarza się tak, że nie od razu wszystko robię. (Przypomniała mi się strategia Do-It-Now. )

Zaczęłam stosować. w końcu zawsze jest pora na rozwój ;) i rzeczywiście oszczędza czas, a z dzieckiem w tle- chyba nie musze mówić, że to cenne.

moja żelazna (wink wink) konsekwencja i słaba silna wola to osobna historia, której nie opowiem, dla dobra tej notki, gdyż łudzę się, że z ćwiczeniem Chodakowskiej pójdzie mi tak samo jak z Do-It-Now, które jak na razie idzie nieźle ;)

PS. czy to możliwe, żeby mieć TAKIE mięśnie? i na pewno nie jest ona wynikiem jakiegoś eksperymentu medycznego? Seriously?

środa, 14 sierpnia 2013

make kitchen life easy

wiem, trąci Tuskówną ;) wybaczcie, akurat tak mi się skojarzyło na myśl o tym, co chciałam dziś napisać.

Zastanawiam się czy ktoś z Was ma listę niezbędników w kuchni. Ja swoją wzbogacam w miarę środków i ciągle mi mało (tak to jest jak ktoś aspiruje do kuchennego gadżeciarza ;) )

Ostatnio myślałam o papierze do pieczenia i jego dwóch zamiennikach- macie teflonowej (którą zresztą poleciła mi Ola z bloga Dwa Smaki ) oraz silikonowej. Wiem, że ta teflonowa się sprawdza, za to nie mam za dużo doświadczeń (jeszcze) z narzędziami silikonowymi i ciekawi mnie, czy ta mata silikonowa jest rzeczywiście praktyczna w kwestii wypieków..

Co wg Was przydaje się w kuchni najbardziej? Ciekawe czy udałoby się stworzyć Top 10, albo chociaż 5 :)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

kiedy zapada błoga cisza myslę o Gravlax i Blueberry muffins

Właściwie tytuł mówi sam za siebie. A wszystko przez Inę Garten- Bosonogą Contessę. Lubię jej programy kulinarne bardziej niż innych prowadzących (Ramsaya nikt nie przebije, bo nikt nie ma przyjemniejszego dla ucha ukochanego przeze mnie akcentu i w żadnych innych ustach bluzgi nie brzmią jak poezja ;) )

Dziecko usypia, a ja zamiast posłuchać mądrości pokoleń i iść spać (przecież od miesiąca noc do tego już nie służy), wskakuję do sieci albo oglądam Bosonogą Contessę, która właśnie ostatnio robiła łososia Gravlax (wielka szkoda, doprawdy, że jeszcze nie wolno mi surowych ryb jeść, bo chętnie bym dopuściła się konsumpcji tegoż) oraz muffiny- nigdy nie robiłam, a jej prostota i czas przygotowania bardzo mnie zachęciły... czas zakupić wreszcie te foremki (jeszcze nie masz???) tja.

ciekawe czy istnieje jeden super łatwy i niezawodny przepis na muffiny idealne..? albo w drugą stronę- taki, przy którym trzeba się tak naprawcować, że konsumpcja nie powoduje wyrzutów sumienia, bo służy jedynie nadrobieniu niedoboru straconych podczas przygotowywania kalorii :)

środa, 7 sierpnia 2013

nie będzie oryginalnie- czyli o tym, że jest upał i nic się nie chce

no właśnie.

tymczasem, chciał nie chciał, dziecina dziób otwiera z dokładnością zegarka szwajcarskiego, co trzy godziny, a w międzyczasie trzeba się zająć domem i takie tam głupoty, więc przy okazji powstało też ciasto (courtesy of moja Mama- pewnych rzeczy po prostu nikt nie robi lepiej. kropka.). Cóż. Lubię kiedy dom pachnie domem, a nie domestosem ;)

Ameryki nie odkryłam, za to wróciłam wspomnieniami do czasów, kiedy życie było naprawdę piękne i beztroskie (chociaż wtedy nie znałam jeszcze Mojito i Cosmo, ani Seksu w Wielkim Mieście, więc w sumie nie żałuję upływu czasu aż tak..)- i tak oto mój mały Stepford zapachniał ciastem ze śliwkami, wg poniższego niezawodnego (a jakże) przepisu:

>KLIK<

a wyszło mi tak:
(ćwierć-ubytek powstał na skutek łakomstwa rzecz jasna, wszyscy wiedzą, że ciasto smakuje najlepiej na ciepło, na stojąco, nad blachą i jeszcze jak ktoś krzyczy, żeby nie jeść gorącego, bo potem brzuch boli. PS. całe życie jadłam ciepłe ciasta i żyję :P )

Cóż. Ogarnianie tak zwanego ogniska domowego (czyt.: sprzątanie, gotowanie, porządkowanie, pieluchy, sruchy etc.) jest ważne, ale nic nie poradzę, że lubię kiedy dom pachnie domem, a nie domestosem ;) dlatego mycie pralki zostawiam na jutro :P

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

soczysty schab home made

Oczywiście half- home made, bo przecież nie będę namawiać nikogo do hodowli trzody.

Będzie bez zdjęć, bo ani spektakularne, ani konieczne z racji prostoty wykonania.

Soczysty schab dla pań domu, które coś już o gotowaniu wiedzą, to czasem dwa wzajemnie wykluczające się słowa. Wiem, bo sama kiedyś tak myślałam- (schab wychodził suchy i twardy) i znam też wiele takich, które nadal tak myślą, bo im się nie chce spróbować. A znam tez takie, których doświadczenie można krótko skwitować: zakupy- 30zł, mina teściowej po spróbowaniu schabu- bezcenna.

tja.

sprawa jest prosta, chociaż czasochłonna, jednakowoż nasz czas aktywnego zaangażowania w projekt liczyć można w minutach.

Naturalnie zakupy. normalka. kilo schabu, przyprawy i clue programu- folia spożywcza i folia aluminiowa.

Poza mięsem i przyprawami należy przygotować wspomniane folie oraz garnek z zimna wodą i przykrywką.

Procedura: mięso przyprawiamy wg uznania- ja najczęściej używam czosnku i majeranku, ale dobrze też sprawdzają się inne przyprawy, więc można poszaleć- i ze słodkim i z wytrawnym. następnie zawijamy schab w folię spożywczą (ta przezroczysta)- na kilka warstw i UWAGA- szczelnie. Potem to samo z folią aluminiową- również ważne- szczelnie. następnie pakiecik wkładamy do garnka z zimną wodą, przykrywamy i na niezbyt dużym ogniu (tudzież sile grzania płyty) doprowadzamy do wrzenia i wtedy odliczamy jakieś 20-30 minut. Wyłączamy podgrzewanie i zostawiamy garnek w spokoju aż woda będzie zimna. najlepiej to wszystko robić wieczorem i zostawić do ostygnięcia na noc.

Kiedy woda jest już zimna- mięso jest gotowe. nadaje się do krojenia na kanapki albo do podania z sosem do obiadu jak pieczeń. powinno być soczyste, mięciutkie i pyszne. szczelność opakowania jest nie bez przyczyny- jeśli woda dostanie się do środka, schab będzie twardy i suchy i nici z miny teściowej :)

Smacznego więc!

niedziela, 4 sierpnia 2013

coś z niczego czyli zostałam Mamą

Znam przynajmniej jedna osobę, która zaraz oburzona powiedziałaby "jak to Z NICZEGO?!".. ale nie o tym...

W moim małym aspirującym Stepford pojawiła się nowa jednostka- dziecko, sztuk 1. Perspektywa osiągnięcia domowej nirwany perfekcji i porządku oddaliła się tym samym o jakieś 20 lat.

czy mam napady szlochu?
czy już śniło mi się, że mi dziecko wypadło z rąk?
czy znalazłam cudowny kosmetyk, który udaje, że się wysypiam?
czy już niecierpliwie przeglądam zdjęcia udanych metamorfoz fanek Chodakowskiej i wizualizuję własny sukces, łudząc się, że wraz z narodzinami dziecka stałam się paragonem konsekwencji?

ALEŻ!

czekam cierpliwie na zalew miłością i budyń zamiast mózgu, który podobno przychodzi z czasem.