czwartek, 9 maja 2013

super szybkie, super łatwe i super smaczne

wystarczy ciasto francuskie i taki dodatek, na jaki macie ochotę i/lub jaki macie pod ręką. Ja użyłam cukru trzcinowego, cynamonu i tartych migdałów. 5 minut na przygotowanie, 20 minut pieczenie i zaspokoimy zachciankę na coś słodkiego do porannej kawy lub zaskoczymy niespodziewanych gości.
A wykonanie jest banalne- arkusz ciasta francuskiego dzielimy na trójkąty, posypujemy naszymi dodatkami:

a nastepnie zwijamy niezbyt ścisło

układamy na blasze, zaginając końce i do nagrzanego do 220 stopni piekarnika wstawiamy zmniejszając temperaturę do 200. Dobrze jest wczesniej posmarować rogaliki roztrzepanym jajkiem, a po 10 minutach pieczenia nakryć je folia aluminiową- to dobry patent, aby ciasto było dopieczone, ale nie spalone z wierzchu :)

a po 20 minutach- voila!

wtorek, 7 maja 2013

z okazji wiosny- lemon tart

Miały być mazurki (były, owszem, przy okazji podam przepis na najlepszy mazurek pod słońcem), potem była znowu zima, marazm i wreszcie jest- wiosna, słońce, a jak słońce to koniecznie tarta cytrynowa i to pod chmurką :)

Tarty cytrynowe jeść nauczyła mnie Anglia, piec- Asia z bloga kwestiasmaku.com i powiem jedno- te angielskie mają się nijak, a ta jest nie tylko pyszna, ale też łatwa do zrobienia i nie zajmuje dużo czasu, co dla mnie jest dużym plusem każdego przepisu :) Polecam zastosować się do wytycznych także w kwestii chmurki bezowej- czytałam komentarze u Asi i nie wszystkim beza wychodzi- zapewniam- jeśli zastosujecie się do przepisu- nie ma innej opcji- MUSI wyjść :)

A więc do dzieła:
potrzebny jest spód z ciasta kruchego- przepisów i proporcji jest wiele, dla tych, którzy preferują system "na oko"- potrzebujemy mąkę, masło, żółtko, cukier. Ja często do ciasta dodaję cukier wanilinowy, ostatnio dodałam śmietanę- wyszło bdb. Można skorzystać z proporcji z Kwestii Smaku:

180 g mąki
2 łyżki cukru pudru
mała szczypta soli
100 g masła, zimnego
1 żółtko
2 łyżki zimnej wody

i jak z każdym kruchym ciastem- masło wkroić do mąki i rozetrzeć palcami tak, aby powstały drobne grudki, potem dodajemy reszę składników, zagniatamy i odkładamy do lodówki na pół godziny. Następnie wykadamy do formy cienką wartswą i pieczemy do uzyskania złotego koloru- i teraz kwestia wyczucia swojego piekarnika. Większość przepisów podaje 20 minut w 180 stopniach. Mój piekarnik w tym trybie spali każde ciasto, więc ja daję 150 stopni.

Krem cytrynowy.
Po eksperymentach przeprowadzonych przez tesciową wiem, że przepis Asi jest perfekcyjny i nie ma co próbować innych:

sok z 2 cytryn
sok z 1 pomarańczy
125 ml wody
skórka starta z 2 cytryn
2 łyżki mąki ziemniaczanej
70 g cukru
100 g masła
1 jajko
3 żółtka

Jeśli macie szczęście do bezpestkowych owoców, odpadnie jedna czynność- przelanie soku przez sitko :) Dodajemy wodę, cukier, skórkę cytryny i mąkę ziemniaczaną i gotujemy- powstanie coś w rodzaju delikatnego kisielku. Wtedy zdejmujemy z ognia i dodajemy masło, mieszamy, a kiedy się rozpuści- dodajemy jajko i żółtka i szybciutko mieszamy, aby powstała jednolita masa. Jeśli stwierdzicie, że konsystencja nie jest wystarczająco gęsta- możecie lekko podgrzać. Całość powinna zająć mniej więcej tyle ile czasu zajmuje wypieczenie spodu tarty.

No i jeszcze beza:

4 białka ( ja użyłam tych trzech, które zostały po przygotowaniu kremu cytrynowego, ponieważ miałam już gotowe ciasto kruche, ale jeśli robicie wszystko "od nowa", to 4 białka zostaną akurat po kremie i cieście- kuchenna ekonomia :) )
200 g cukru
2 łyżeczki mąki ziemniaczanej

Białka ubijamy na sztywno, pod koniec powoli dodajemy cukier- nie zmniejszamy ilości, bo beza nie wyjdzie- dla oszczędzających kalorie- po prostu darujcie sobie bezę- bez niej tarta też jest pyszna!
Po cukrze dodajemy mąkę ziemniaczaną i gotową bezę wykładamy na krem wczesniej już wylany na upieczone ciasto kruche.

Całość pieczemy w 180 stopniach przez około 20 minut lub do uzyskania koloru na bezie.

A potem już tylko konsumpcja :) Mnie najbardziej smakuje z zimnym mlekiem, które idealnie przełamuje lekko cierpki smak cytryny. Można też podawać tartę polaną śmietanką, możliwości jest wiele.

Smacznego!

poniedziałek, 25 marca 2013

znów o ekonomii

Od pewnego czasu sen z powiek spędzała mi domowa ekonomia. Magiczne kolekcjonowanie paragonów zdaje sie co prawda mniej wiecej na tyle, że mam dowód na papierze, że życie kosztuje i nie wiem jak u Was, ale u mnie ma sie to nijak do oszczędności.

Postanowiłam przetestować inny sposób ogarnięcia domowego budżetu, przynajmniej tego, który ma związek z kuchnią. Mianowicie PLANOWANIE POSIŁKÓW. Niby nic, niby dodatkowe pół godziny tygodniowo, żeby wymysleć jadłospis, a jednak okazało się, że nie tylko mam spokój na codzień i już nie kombinuję w drodze do domu, do którego sklepu wejść i co kupić. Co wiecej, unikam impulsywnych zakupów, marnowania jedzenia i zasstoju w lodówce :)

Oczywiście zadanie jest dodatkowo utrudnione dla kobiet w ciąży- pytanie "hm.. na co będę mieć ochotę za 5 dni?" w tym wypadku generuje mniej więcej milion nowych pozycji na liscie zakupów, więc trzeba się zdyscyplinować :)

dodatkowa zaleta kolekcjonowania paragonów jest taka, że po tygodniu jesteśmy w stanie stwierdzić ile czego zużywamy w ciagu tygodnia, a co za tym idzie, pozwala to na lepsze zaplanowanie większych zakupów tygodniowych, ograniczenie dodatkowych wycieczek do lokalnych sklepików i, co już zostało wspomniane- uniknięcie impulsywnych zakupów. Poza tym można porównać co i gdzie ma lepszą cenę.

Ekonomia ekonomią, czas zabrać się za googlowanie przepisów na mazurki, w tym roku moja osobista premiera!

poniedziałek, 11 marca 2013

ekonomicznie i smacznie

O tym, że z ziemniaków, które zostały po obiedzie można zrobić kopytka, wiedzą pewnie wszystkie panie. Tymczasem znalazłam przepis na coś nowego, innego i naprawdę super smacznego, zobaczcie:
 
 
Home made gnocchi wg Gordona Ramsaya! uwielbiam jego Ultimate cookery course. bardzo dużo bardzo prostych i bardzo efektownych i super smacznych przepisów, nic tylko gotować i jeść :)

Przepis jest prosty:
ziemniaki (ugotowane, z obiadu :) nie marnujemy jedzenia :)
opakowanie serka ricotta
mąka
jajko
tymianek
sól i pieprz (biały)
parmezan do posypania przy podaniu

do sosu:
oliwa z oliwek
masło
groszek (najlepiej mrożony, nie puszkowany)- w przepisie jest 150g, ja użyłam 2 szklanek
starta skórka cytryny

W przepisie Gordon pisze, że na dwa ziemniaki 50g ricotty i 90g mąki, plus 1 jajko. Jeśli potrafisz ustalić ile ziemniaków zostało, reszta to kwestia proporcji :)

wykonanie:
Do ziemniaków dodać ricottę, sól, biały pieprz, mąkę. wszystko dobrze wymieszać (dobrze nadaje się do tego ubijaczka do ziemniaków). Następnie  dodać jajko i tymianek i wyrobić ciasto. Trzeba to zrobić sprawnie, inaczej ciasto stwardnieje i nie urośnie w wodzie.
Teraz postępować jak z kopytkami, czyli formujemy  wąskie wałeczki, kroimy na 1-2cm kawałki. warto w każdym zrobić zagłębienie opuszka palca- to miejsce na sos :)
Gnocchi gotujemy jak każde kluchy :) czyli na wrząca osoloną wodę, czekamy az wypłyną, 2-3 minuty i zbieramy np. łyżką cedzakową

Sos: na patelnię oliwa, dodajemy gnocchi,żeby się ładnie zarumeiniły. Warto dodać jeszcze szczypte soli i czarnego mielonego pieprzu. Następnie dodajemy groszek (rozmrożony) i kawałek masła (ja dodałam kawałek odpowiadający ok. łyżce stołowej) no i tymianek. Mieszamy. Na koniec dodajemy skórkę z cytryny, jeszcze chwila i podajemy posypane parmezanem.

Smacznego, oczywiście :)

niedziela, 10 marca 2013

trochę o rozwoju

9 marca uczestniczyłam w szkoleniu zorganizowanym z okazji Dnia Kobiet przez projekt BiznesMind. Przypomniałam sobie "stare dobre czasy", kiedy za sprawą studiów podyplomowych "Trener Bizesu" zmieniło się moje życie, dostałam potężną dawkę energii i inspiracji i co tu dużo mówić- zaczęłam inaczej myśleć i postrzegać świat i ludzi. Zaczęło się LEPSZE. Z czasem jednak dałam się trochę przygnieść rzeczywistości i z trzech centymetrów nad ziemią zeszłam na ląd.

Tymczasem  życie chyba daje mi znaki, bo spotykam na swojej drodze ludzi, którzy mi przypominają to, czego nauczyłam się podczas studiów. Najpierw coaching z Kamilą Kruk, potem Siła Przedsiębiorczych Kobiet, a teraz to szkolenie. Chłopaki z BiznesMind bardzo ciekawie mówili o samorozwoju, własnych inicjatywach, motywacji i e-marketingu. Okazało się też, że dookoła jest bardzo dużo kobiet myślących o własnym biznesie. Znowu poczułam tę miłą inspirację, na razie tylko troszkę, ale wystarczająco, żeby odkurzyć myślenie o celach, planowaniu, sukcesie i rozwoju.

Może więc czas na zmiany?

ps. tymczasem na obiad zrobiłam PYSZNY makaron ze szpinakiem i pieczarkami wg przepisu Oli, który znajdziecie TU

piątek, 8 marca 2013

Stepford to nie tylko kuchnia :)

To także relacje.
Wpadłam ostatnio na bardzo fajny i ciekawy tekst- kobiety czytając śmieją się do monitora, meżczyźni..nie wiem, jutro przetestuję na Panu Mężu. Trochę jest w tym prawdy, a może i sposobu. Rzecz dotyczy pokazania partnerowi na czym polega odmienność stanu błogosławionego:
Co ma zrobić mężczyzna, aby zrozumieć ciężarną kobietę? Instrukcja - krok po kroku:

1-3 miesiąc

1. Każdego wieczora organizuj sobie zatrucie - na przykład zjedz przeterminowaną rybę i popij mlekiem. Później dowiesz się, po co.
2. Następ...
nego ranka wstań, weź pigułkę nasenną i idź do pracy. Jeśli rzeczywiście bardzo źle się czujesz - zostań w domu, ale nie zapomnij posprzątać i ugotuj obiad.
3. Do kostek u nóg przywiąż woreczki z piaskiem - po półtora kilograma na każdą nogę.
4. Przed wyjściem włóż do kieszeni koszuli zdechłą mysz i nie wyjmuj jej!
5. Tego nie jedz, nie wolno ci. Tego też. I tego. Najlepiej zjedz jabłko.
6. Powaliło cię? Rzuć te papierosy! Coca-colę, piwo i inne napoje gazowane też!
7. Usiądź wygodnie i zjedz jogurt. Jeśli nie masz ochoty - to chociaż trochę.
8. Zwymiotowałeś? Posprzątaj po sobie. Nie wołaj żony - jest zajęta.
9. Idź do szpitala na pobranie krwi. Muszą zrobić niezbędne badania.
10. Trzy razy w miesiącu chodź na badania do proktologa.

3-6 miesiąc

1.Do brzucha przywiąż materac z wodą.
2. Gdy się ubierasz - nie odwiązuj go, nawet, gdy próbujesz wciągnąć buty.
3. Śpij również z materacem. Jak to, JAK? Na boku!
4. Nie zapomnij rano zażyć pigułki nasennej.
5. A przed wyjściem do pracy - wypij litr wody.
6. Przed pójściem spać również wypij litr wody i weź tabletkę moczopędną.
7. Do nosa włóż wacik, tak, aby powietrze przechodziło, ale odczuwało się lekką duszność. Wacik noś stale.
8. Masz duszności? Otwórz okno - niektórym pomaga.
9. Idź do szpitala na pobranie krwi. Jak to, PO CO? Zrobić niezbędne badania. Co z tego, że już robiłeś?
10. Trzy razy w miesiącu chodź na badania do proktologa. Materaca nie odwiązuj!

6-9 miesiąc

1. Każdego ranka siadaj na fotel obrotowy i kręć się przez 10 minut. Gdy już organizm odmówi Ci całkowicie współpracy - wstań i szykuj się do pracy. No co ty, kręci ci się w głowie? Współczuję, to na pewno minie.
2. Dolej wody do materaca.
3. Wypij coś moczopędnego, a w pracy wypijaj szklankę wody co godzinę.
4. Postaraj się nie opuszczać miejsca pracy zbyt często. Bądź czujny i dyspozycyjny przez cały dzień. Jeśli przychodzi ci to z łatwością - weź dodatkową pigułkę nasenną.
5. Zwiększ również wagę woreczków z piaskiem, które masz przywiązane do nóg - do 2 kilogramów każdy.
6. Wieczorem, nie odwiązując materaca, połóż się do łóżka i bądź perfekcyjnym, namiętnym kochankiem!
7. Jeśli wydaje ci się, że twoja żona interesuje się innymi mężczyznami - pozostań wspaniałomyślny i wybaczający.
8. Poświęcaj żonie więcej czasu i uwagi. Wyobraź sobie, że jej też jest ciężko!
9. Idź do szpitala na pobranie krwi. Jak to, po co? Po to samo, co zawsze - niezbędne badania.
10. Trzy razy w miesiącu chodź na badania do proktologa. Oczywiście, że z materacem, co za pytanie?
 
Mnie się najbardziej podoba pomysł z materacem.
 
Swoją drogą, może czasem warto rozmawiać ze sobą nawzajem, przecież nie wszyscy funkcjonują wg tego samego skryptu, tych samych zasad. Posłużę się wytartym i wysłużonym hasłem NLPowców- MAPA TO NIE TERYTORIUM. Każdy patrząc na mapę inaczej wyobraża sobie rzeczywisty wymiar miejsca. Tak samo mają się rzeczy w związku i to nie tylko tym ciążowym, gdzie punkt widzenia się baaardzo polaryzuje.
Czyli stara dobra siostra Empatia ("taka zupa z Azji"- Lejdis :) ) oraz najtrudniejsze- dojrzeć do tego, aby stwierdzić, że każdy ma swoją rację, zasady i motywy działania i Mount Everest czyli Zrozumieć.

wtorek, 5 marca 2013

obiad? kolacja? sałatka :)

Wymyślanie kolacji przypomina czasem sprzątanie w lodówce. Znacie to? Ja ostatnio, znudzona chwilowo nabiałem, postanowiłam zaskoczyć siebie i Pana Męża. I tak powstała kolejna wielka improwizacja kulinarna- lubię czasem zacząć od jednego składnika, nie wiedząc na czym się skończy... Tym razem zaczęłam od kurczaka:

Zainspirowana programem śniadaniowym, w którym była mowa o pieczeniu w papilotach, ułożyłam kawałki piersi kurczaka na papierze do pieczenia, dodałam czosnek i suszone pomidory oraz pieprz czarny świeżo mielony, zawinełam jak cukierek i tak zapiekłam. Tłuszczu już nie dodawałam, bo wystarczyła oliwa z pomidorów.

Następne kroki poszły już same:
  • sałata lodowa pokrojona na drobniejsze paski
  • ser cheddar pokrojony w cienkie słupki
  • suszone pomidory (te zrobione latem samodzielnie smakują naprawdę pysznie)
  • kapary
  • no i oczywiście kurczak
  • sos: balsamico+ oliwa z oliwek
Efekt?
 
 
Myślę, że takie danie nadaje się świetnie na kolację, ale także na obiad jeśli tymczasem dietujemy albo szukamy smacznej alternatywy dla kotleta :)
 
 
Smacznego :)